Radość przynoszona przez ból

 

MAŁO KTO NIE ZAWDZIĘCZA IM PIERWSZEGO ODDECHU. POŁOŻNE – „SAMODZIELNE SPECJALISTKI W ZAKRESIE OPIEKI NAD KOBIETĄ W KAŻDYM OKRESIE JEJ ŻYCIA”. TAK BRZMI SŁOWNIKOWA DEFINICJA. O TYM, JAK ZAWÓD POŁOŻNEJ DEFINIUJE ŻYCIE OPOWIADA POŁOŻNA DANUTA AGASZEWSKA, ODDZIAŁOWA ODDZIAŁU GINEKOLOGICZNO-POŁOŻNICZEGO W SZPITALU W OSTRÓDZIE.

 

Szpital Ostróda: Pamięta pani pierwszy odebrany poród?

Danuta Agaszewska: Oczywiście! Byłam wtedy młodą dziewczyną w szkole położnych. Pierwszy poród, który miałam okazję zobaczyć, był z położenia miednicowego, czyli dziecko rodziło się pupą, nie główką. To zrobiło na mnie wielkie wrażenie. W tamtych czasach nie było przecież Internetu, by można było zobaczyć, jak poród wygląda. Powiem szczerze, że byłam trochę przerażona. Nie wiedziałam, czy to jest to, co chcę w życiu robić. Przekonałam się po kolejnych praktykach na sali porodowej, jak zaczęłam sama badać pacjentki i przyjmować dzieci na świat. Pierwszy samodzielnie odebrany poród to były oczywiście ogromne emocje i one towarzyszą mi do dziś, mimo 34-letniego stażu pracy.

 

W większości w ostródzkim szpitalu?

Tak, w Ostródzie pracuję od 1990 roku, dwa lata później zostałam oddziałową Oddziału położniczego. Obecnie rzadko odbieram porody ze względu na szereg innych obowiązków, ale czasami muszę kogoś zastąpić, bo np. zachorował. I wtedy mam okazję odebrać poród. (uśmiech) Zawód położnej jest pięknym zawodem. Kiedy obserwuję moje koleżanki, jak pracują na sali porodowej, to wiem, że są tu z powołania. One nie widzą się w innej roli, żyją tym narodzinami.

 

Bez pasji nie da się wykonywać tego zawodu?

Absolutnie nie. Zdarzają się osoby, które kończą położnictwo, ale nie odnajdują się w pracy na sali porodowej. Po tylu latach pracy widzę, kto będzie dobrą położną – bo ma dobrą relację z pacjentką, przeżywa poród, analizuje, ma wiedzę i to jest jej pasja.

 

Jaka powinna być przyszła położna?

Przede wszystkim musi mieć wiedzę i łatwość w nawiązywaniu kontaktu z pacjentką, to jest bardzo ważne. Przecież rodząca pierwszy kontakt ma właśnie z położną, to ona jest przekaźnikiem informacji, zauważa symptomy tego, że dzieje się coś złego. Poród fizjologiczny może poprowadzić od początku do końca, lekarz jest wówczas z boku, czuwa. A jeśli wystąpią jakieś nieprawidłowości, to właśnie położna jest tym sygnałem dla lekarza, by przyszedł do rodzącej. To piękna praca, ale bardzo stresująca. W dodatku w sytuacjach stresowych nie możemy tracić głowy i pokazywać pacjentce, że jesteśmy zdenerwowane.

 

By nie przejęła złych emocji.

Dokładnie tak. Wspaniale, jeśli poród przebiega fizjologicznie, tak jak książki podają i trwa krócej, niż podają. Ale sala porodowa jest specyficznym miejscem pracy i zdarzają się różne sytuacje. Czasami wszystko przebiega jak powinno, dochodzimy do drugiego okresu porodu i nie ma postępu albo następują wahania w tętnie płodu. Wielu rzeczy nie można przewidzieć i musimy szybko reagować.

                                             

Co – mimo tych trudności – przekonuje, by położną zostać?

Ja swój zawód wybrałam świadomie: chciałam pracować z kobietą zdrową. Bo pielęgniarka ma częściej do czynienia z chorobą i śmiercią. W naszej pracy też to się zdarza, ale to są sporadyczne przypadki i bardzo to przeżywamy. Natomiast przeważnie pracujemy ze zdrowym człowiekiem. Naszej pracy towarzyszy ból, ale nam, położnym, ból kojarzy się z radością. Bo to jedyny ból, który daje życie. Emocje towarzyszące narodzinom dziecka są tak ogromne, że jeśli tego się doświadczy i zrozumie, że to jest to, co chce się robić, to nic już od tego nie odciągnie. Dla mnie zawód położnej jest powołaniem.

 

Wie pani, ile dzieci przyszło dzięki pani na świat?

Nie prowadziłam takiej statystyki, ale na pewno sporo. Moje dzieci – przeze mnie przyjmowane – są już dorosłymi ludźmi i mają swoje dzieci. Gdy zaczynałam pracę, było znacznie więcej narodzin niż obecnie. Pracowałam w szpitalu, w którym rocznie było nawet 1500 porodów. Zdarzało się, że na dyżurze byłam jedyną położną na sali porodowej i miałam 8 porodów w ciągu 12 godzin, a do pomocy tylko panią salową. W tej chwili ta liczba jest mniejsza, w Ostródzie przyjmujemy około 600 porodów rocznie, czyli mniej więcej dwa na dobę. Oczywiście statystycznie – w oddziale zabiegowym nigdy nie przewidzi się, ile będzie pracy w danym dniu.

 

Są takie dyżury, których nie da się zapomnieć?

(chwila ciszy) Mam takie, utknęły mi głęboko w sercu, ale nie chciałabym o nich mówić.

 

Jest możliwe oddzielenie takich trudnych doświadczeń zawodowych od życia prywatnego?

Ja niestety z dramatycznymi przeżyciami wracam do domu. Bardzo długo przeżywam, analizuję, czy można było zrobić coś inaczej. Myślę, że bardzo przydałby się nam psycholog, bo trzeba być człowiekiem pozbawionym wrażliwości, by takich sytuacji nie przeżywać.

 

Co jest najtrudniejsze w tym zawodzie?

Na pewno nie sama praca. Nie przeraża mnie, że w danym dniu jest dużo pacjentek. Jeżeli wszystko kończy się super, to nic nie jest mi straszne. Natomiast sytuacje stresujące, niepowodzenia – to jest ciężkie. Poza tym, jeśli lubi się to, co się robi, to wszystkie obowiązki można pogodzić. Jestem oddziałową, ale jak trzeba odebrać poród, to odbieram, jak pomóc koleżankom – to pomagam.

 

W wypadku oddziałowej to nie jest praca od godziny do godziny.

W szczególności, gdy ktoś się rozchoruje i „sypie się” grafik. Wczoraj na przykład był bardzo ciężki dzień – dużo zabiegów, przyjęć, pacjentek pooperacyjnych, więc moja praca skończyła się późno. Nie będę już może mówić, o której, ale na pewno nie o 14.30. Wyjeżdżałam zmęczona, ale zadowolona, bo wszystko zostało zrobione.

 

Jaki rodzaj relacji jest między położną a położnicą?

Myślę, że położne starają się być partnerkami dla rodzącej pacjentki, służyć swoją wiedzą, doświadczeniem. Jeśli pacjentka ma jakieś wątpliwości, to rolą położnej jest je rozwiać. Niczego nie narzucamy, jedynie wskazujemy: a może to by chciała teraz pani zrobić, a może tamto. Bardzo zachęcamy do porodu w pozycji wertykalnej, żeby w pierwszym okresie porodu nie unieruchamiać się, tylko chodzić, brać prysznic, korzystać z piłek, z worków sako, które dopasowują się do ciała pacjentki i łagodzą ból. Ważne jest też, czy pacjentka chce współpracować. Bo czasami położna wkłada bardzo dużo pracy, ale rodząca jest niechętna, bo skupia się przede wszystkim na bólu i za wszelką cenę chciałaby, żeby to się już skończyło. To jest oczywiście zrozumiałe, ale jeśli można z pacjentką nawiązać fajny kontakt, to jest wszystkim łatwiej.

 

Porody rodzinne są plusem?

Tak, jak najbardziej. Z mojego doświadczenia wynika, że to luksus dla pacjentki. Ja rodziłam w czasach, w których – nawet pracując w szpitalu jako położna – nie miałam takiej możliwości. Teraz jest zupełnie inaczej. Oczywiście nie każdy jest gotowy na wspólne przeżycie porodu, dlatego to musi być decyzja obojga rodziców. Ale jeśli partner jest gotowy i pacjentka chce obecności bliskiej osoby, to jestem całkowicie za. Są piękne, wspólnie rodzące pary. Panowie bardzo się angażują, są przygotowani, mają dużą wiedzę. Wcześniej chodzą do szkoły rodzenia i bardzo ładnie pomagają swoim partnerkom, a zaraz po urodzeniu stwierdzają „urodziliśmy” – tak się utożsamiają. Czasami pojawiają się łzy, płacze też ten wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna i to już nas „rozkłada”. Wszystkie płaczemy! (śmiech)

 

Położnictwo to dziedzina, która nieustannie się rozwija, a to wiąże się z ciągłym kształceniem.

Obecnie należy skończyć studia licencjackie na uczelni medycznej, żeby otrzymać tytuł położnej, później można jeszcze skończyć studia magisterskie. Ale ciągły postęp, zmiany w opiece nad pacjentką ciężarną i rodzącą wymagają ciągłego zdobywania wiedzy. Robimy dwuletnie specjalizacje, studia podyplomowe, różnego rodzaju kursy. Nawet przetoczyć krwi nie możemy bez ukończenia kursu, który należy powtarzać co cztery lata.

 

Świeżo upieczoną mamę często pyta się, czy miała dobry poród. A dla położnej jaki jest tzw. „dobry poród”?

To dziecko urodzone w skali Apgar 10, mama, która dała radę urodzić, wszystko się udało. A jaki pacjentka ma próg bólowy i jak odbiera czynność skurczową, to jest indywidualna sprawa. Ile jest porodów, tyle odczuć. I nie da się ich przewidzieć.

 

Rozmawiała: Katarzyna Sosnowska-Rama

 

Wywiad jest częścią projektu Internetowa Szkoła Rodzenia, realizowanego w naszym szpitalu. Więcej informacji dostępnych jest tu: https://szpital-ostroda.pl/strefa-pacjenta/szkola-rodzenia/

Skip to content